Czy istnieje zakaz używania języka hebrajskiego na co dzień?
Czy hebrajski to tylko język modlitwy?
Czasem można spotkać się z poglądem, że „prawdziwie religijni Żydzi nie powinni mówić po hebrajsku na co dzień” albo że „używanie hebrajskiego w zwykłych rozmowach jest zabronione przez religię”. Dostajemy nawet takie komentarze, że łamiemy prawo żydowskie ucząc hebrajskiego współczesnego.
Skąd biorą się takie przekonania i czy mają one podstawy w żydowskim prawie (halasze)?
O tym jest właśnie ten wpis.
Święty język hebrajski
Aby zrozumieć współczesne wątpliwości dotyczące używania hebrajskiego, trzeba najpierw wyjaśnić koncepcję laszon ha-kodesz (לשון הקודש) czyli „świętego języka”. Historia tego pojęcia jest znacznie bardziej złożona, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka.
W okresie Drugiej Świątyni (516 p.n.e. – 70 n.e.) hebrajski był po prostu jednym z języków używanych przez Żydów w życiu codziennym, obok coraz popularniejszego wtedy aramejskiego.
Sam termin laszon ha-kodesz pojawia się dopiero w Misznie około 200 roku n.e., w kontekście rozważań o języku modlitwy i świętych tekstów. Występuje między innymi w traktacie Sota 7:2, gdzie dyskutuje się o modlitwach, które można odmawiać w różnych językach, oraz w traktacie Megilla 1:8, omawiającym języki odpowiednie do zapisywania świętych tekstów.
Początkowo termin ten służył głównie do odróżnienia języka Biblii hebrajskiej od innych języków, w tym aramejskiego, który stał się wówczas dominującym językiem mówionym.
Co istotne, nie wiązało się to z żadnym zakazem używania hebrajskiego w życiu codziennym ani z delegitymizacją innych języków w kontekście religijnym – część Biblii (fragmenty Księgi Daniela i Księgi Ezdrasza) napisano przecież po aramejsku. W średniowieczu pojęcie to nabrało nowych znaczeń – gramatycy używali go jako terminu technicznego dla klasycznego hebrajskiego, a filozofowie jak Majmonides (1138-1204) rozważali szczególne właściwości tego języka. Mistycy żydowscy rozwinęli nawet teorię o hebrajskim jako języku, w którym Bóg stworzył świat.
W tradycji rabinicznej można znaleźć różne wyjaśnienia świętości hebrajskiego – uważano go za język stworzenia świata, język przekazania Tory na górze Synaj, język patriarchów, czy język pozbawiony nieprzyzwoitych wyrażeń. Jednak przez większość historii był używany też do innych celów niż religijne, uznawano jego ewolucję i akceptowano tworzenie nowej terminologii.
To pokazuje, że późniejsze, restrykcyjne podejście do hebrajskiego jako języka wyłącznie sakralnego jest stosunkowo nową interpretacją, która pojawiła się głównie w kontekście sporów o syjonizm i modernizację judaizmu w XIX i XX wieku.
Brak zakazu w żydowskim prawie
W halasze – zarówno w Torze, Talmudzie, jak i w średniowiecznych kodeksach – nie znajdziemy przepisu zabraniającego Żydom posługiwania się hebrajskim w codziennych sprawach. Przeciwnie, teksty źródłowe wskazują na to, że język hebrajski był obecny w sferze życia religijnego i społecznego, a ograniczenia w jego używaniu nigdy nie zostały sformalizowane jako zakaz.
Skąd więc wzięły się współczesne kontrowersje?
Dyskusje o codziennym używaniu hebrajskiego nabrały intensywności w XIX wieku, kiedy to próbowano przywrócić hebrajski do codziennego użytku i coraz więcej osób tworzyło w nim świeckie teksty oraz zaczęło mówić nim na co dzień.
Jednym z najbardziej stanowczych przeciwników codziennego używania hebrajskiego był rabin Joel Teitelbaum (1887–1979), uznawany za założyciela chasydzkiej dynastii Satmar. W swoim dziele „Wa-Joel Mosze” (dziele krytycznym w stosunku do idei nowoczesmego syjonizmu) argumentował, że hebrajski jako laszon ha-kodesz powinien pozostać wyłącznie językiem świętych tekstów i modlitwy. Jego zdaniem posługiwanie się nim w codziennych rozmowach stanowiło profanację.
Podobne stanowisko zajmował rabin Chaim Elazar Szapiro z Munkacz, który w książce „Minchat Elazar” krytykował unowocześnianie hebrajskiego, zwłaszcza tworzenie nowych słów na potrzeby współczesności. Uważał, że wprowadzanie świeckich elementów do świętego języka prowadzi do jego zanieczyszczenia.
Rabin Jicchok Zew Soloveitchik (Brisker Row) widział w tym procesie nie tylko lingwistyczne odstępstwo, ale także część szeroko pojętej sekularyzacji, która zagrażała tradycyjnemu żydowskiemu stylowi życia. Podobnie myślał rabin Josef Cwi Duszinsky, który już w latach 20. XX wieku wydał list pasterski przestrzegający przed używaniem hebrajskiego w codziennych kontekstach.
Sprzeciw wobec ożywienia hebrajskiego wiązał się z postawą antysyjonistyczną (w stosunku do nowoczesnego syjonizmu). Część ortodoksyjnych rabinów postrzegało odrodzenie języka jako element świeckiego projektu syjonistycznego, który w ich oczach stanowił zagrożenie dla religijnej tożsamości Żydów. Obawiali się, że hebrajski w roli narodowego języka Izraela odciągnie Żydów od wiary i osłabi znaczenie tradycji religijnej.
Czy wszyscy ortodoksyjni przywódcy myśleli tak samo?
Z tym stanowiskiem otwarcie polemizowało kilku znaczących rabinów. Rabin Mosze Feinstein (1895-1986), jeden z największych autorytetów halachicznych XX wieku, krytykował argumentację przeciwników hebrajskiego w swoich responsach, wskazując na brak halachicznych podstaw takiego zakazu. Rabin Jechiel Jakob Weinberg (1884-1966) wprost kwestionował stanowisko przeciwników hebrajskiego, przypominając o historycznych przykładach jego codziennego użycia. Z kolei rabin Joseph B. Soloveitchik (1903-1993), kierownik największej jesziwy w USA, sprzeciwiał się takiej interpretacji, prowadząc wykłady zarówno po hebrajsku, jak i po angielsku. W swoich pismach argumentował, że używanie hebrajskiego wzmacnia więź z Torą.
Co więcej, wielu wiodących rabinów i myślicieli ortodoksyjnych widziało w odrodzeniu hebrajskiego szansę, a nie zagrożenie. Rabin Abraham Icchak Kook (1865–1935), pierwszy aszkenazyjski naczelny rabin w brytyjskim mandacie Palestyny, uważał, że powrót hebrajskiego do codziennego użytku jest nie tylko akceptowalny, ale wręcz pożądany. W jego interpretacji nie umniejszało to świętości języka, lecz przeciwnie – podnosiło codzienność na wyższy, duchowy poziom.
Jego myśl kontynuowali rabini tacy jak rabin Cwi Jehuda Kook, rabin Szlomo Zalman Auerbach czy rabin Owadia Josef. Dla nich codzienna obecność hebrajskiego w życiu Żydów była naturalną konsekwencją budowania nowoczesnego społeczeństwa żydowskiego na ziemi Izraela. W ich interpretacji język ten miał nie tylko funkcję sakralną, ale również narodową i kulturową, co czyniło go fundamentalnym elementem żydowskiej tożsamości.
Jest też stanowisko pośrednie: niektórzy uważają, że hebrajski biblijny i współczesny to tak naprawdę dwa różne języki. Ten biblijny traktują jako język święty używany do celów religijnych, a współczesny – język komunikacji.
Czemu dziś niektórzy mówią, że jest taki zakaz?
Wracamy do pytania z początku, które czasem pojawia się w u nas w komentarzach. Wynika to z tego, że niektóre odłamy chasydzkie idą za myślą przywołanych wcześniej postaci.
Istnieją grupy – głównie w USA, ale także w izraelskiej dzielnicy Mea Szearim – takie jak Satmar, Toldot Aharon, Neturei Karta czy Eda haChareidis – oraz kilka innych społeczności o podobnych przekonaniach, które na co dzień posługują się jidysz, angielskim lub innymi językami, rezerwując hebrajski wyłącznie do celów religijnych.
Oczywiście, należy z szacunkiem podchodzić do decyzji tych społeczności, ponieważ ich wybór języka jest ściśle związany z tożsamością religijną, kulturową i historyczną. Różne grupy mają odmienne powody unikania hebrajskiego w codziennej komunikacji – niektórzy rzeczywiście wierzą, że religia nakazuje rezerwowanie hebrajskiego wyłącznie do celów sakralnych, inni zaś kultywują tradycję aszkenazyjską, posługując się jidysz jako językiem przekazywanym z pokolenia na pokolenie.
Podsumowując, przekonanie o religijnym zakazie używania hebrajskiego w życiu codziennym jest jedną z interpretacji, a nie uniwersalnym nakazem wynikającym z prawa żydowskiego. Pamiętajmy jednak, że w judaizmie jest duże zróżnicowanie, również wśród grup religijnych Żydów. Warto mieć to na uwadze nie tylko w przypadku języka, ale też w związku z innymi praktykami i zwyczajami.
